Zespół Agencji Power w Biegu Rzeźnika – relacja

W piątek rano 20 czerwca, o godzinie 3:30, zespół Agencji Power wystartował w XI Biegu Rzeźnika.


W piątek rano 20 czerwca, dokładnie o godzinie 3:30 zespół Agencji Power (w składzie Tomasz Maciążek i Karol Szymański) wystartował w XI Biegu Rzeźnika.

Trasa biegu wiedzie bieszczadzkim czerwonym szlakiem z Komańczy do Ustrzyków Górnych. Długość trasy to około 80 kilometrów, a limit czasu na jej pokonanie wynosi 16 godzin. Dla najwytrwalszych przygotowany jest dystans uzupełniający ( 20 kilometrów) jednak limit czasu pozostaje ten sam. Dodatkowym utrudnieniem jest wymóg biegu w parach. Zawodnicy nie mogą oddalić się od siebie na więcej niż 100 metrów. Zapisy na Bieg Rzeźnika odbywały się na początku stycznia. Zaplanowany limit miejsc (450 zespołów) został osiągnięty w około pięć minut.

[quote]Moja przygoda z bieganiem zaczęła się od startu w firmowej sztafecie na Kępie Potockiej w Warszawie. Wszyscy pracownicy Agencji Power podjęli wyzwanie i przebiegli łącznie dystans maratoński. Warto dodać, że w zasadzie żaden z pracowników nie miał wcześniej styczności z bieganiem. Każdy mógł wybrać inny dystans dopasowany do swoich potrzeb. Ostatecznie wszyscy zrealizowali plan i u dało nam się osiągnąć linię mety. Start w sztafecie dał mi trochę pewności siebie, jednak przebiegnięcie maratonu lub ultra maratonu (indywidualnie) pozostawało w fazie marzeń.
Kolejnym bodźcem okazała się nieoceniona pomoc Elizy i Kuby, którzy regularnie bombardowali mnie opowieściami z kolejnych biegów, rajdów przygodowych, ultra maratonów i innych niekonwencjonalnych imprez. Byłem przez nich stale motywowany, edukowany i karcony za niewystarczające postępy w treningach.

Kiedy ja przychodziłem do pracy dumny z przebiegnięcia 15 kilometrów, oni wracali z górskich „przebieżek” w granicach 100 kilometrów.
Po kilku miesiącach treningów udało mi się osiągnąć optymalną formę, która stanowiła bazę do dalszego rozwoju biegowego. Na treningi wychodziłem z przyjemnością, pokonywałem regularnie dłuższe dystanse, a osiągane czasy regularnie udawało mi się poprawiać.
Właśnie wtedy zadzwonił do mnie Karol i zaproponował, żebym przebiegł z nim Rzeźnika. Pomysł niezmiernie mnie rozbawił, jednak zgodziłem się bez wahania. Potem było już z górki. Półmaraton Warszawski, treningi w Kampinosie, treningi na wydmach w Falenicy i wisienka na torcie czyli Orlen Maraton.

Dzisiaj mógłbym dostawić przecinek i dopisać kilkoma kliknięciami „Bieg Rzeźnika”. Jednak w czerwcu nasz start stanął pod znakiem zapytania. Podczas maratonu nabawiłem się kontuzji prawego kolana. Dodatkowo ambitny plan regularnego powiększania dystansów dał mi się mocno we znaki. Byłem przemęczony i straciłem ochotę do biegania. 80 kilometrów po górach wydawało mi się dystansem nierealnym do przebycia. Ostatnim elementem, który wpływał negatywnie na przygotowania była praca. Nasza Agencja zrealizowała w czerwcu 15 projektów. Osobiście byłem odpowiedzialny za pięć z nich. Jaki miało to wpływ na realizację planu treningowego? Kolosalny…
Jednak słowo się rzekło i 19 sierpnia pojawiliśmy się w Cisnej w biurze zawodów. Wspierały nas Hania i Agnieszka, odpowiedzialne za szereg spraw, do których nie mieliśmy głowy. Swój pakiet odebrałem z gorączką i miną skazańca. Podświadomie zastanawiałem się, jak wykręcić się ze startu. Kolejne godziny spędziliśmy na szykowaniu sprzętu, wertowaniu regulaminu i planowaniu taktyki, która ostatecznie wzięła w łeb.

O pierwszej w nocy wstaliśmy i zaczęliśmy ostatnie przygotowania. Godzinę później siedzieliśmy już w autokarze, który zabrał nas na start biegu. Bieszczadzka Komańcza oświetlona była przez półtora tysiąca czołówek poruszających się w rytm rozgrzewki. Poszczególne zespoły szykowały się adekwatnie do doświadczenia. Jedni przeprowadzali profesjonalną rozgrzewkę, inni wciągali żele energetyczne lub rozmawiali ze sobą podskakując w miejscu. Najbardziej zestresowani spędzili ten czas w krzakach.  W końcu organizator zaprosił uczestników na start. Na chwilę  zapadła cisza, padł strzał i wszyscy ruszyli.

Początek bardzo przypadł mi do gustu. Biegliśmy swobodnie, równym tempem, z przyjemnością. Trasa biegła po asfalcie i szutrowych drogach. Kilka górek pozwoliło nam się rozgrzać, a na zbiegach świetnie bawiliśmy się wyprzedzając  kolejne zespoły. W biegach górskich najwięcej czasu można zyskać właśnie podczas zbiegów. Niestety jak to w życiu, nie ma nic za darmo. Istnieje spore ryzyko wywrotki lub kontuzji.
Po kilku kilometrach wbiegliśmy na górski szklak z prawdziwego zdążenia. Wąska ścieżka i strome podejście wymusiły na nas marsz. Tak czy inaczej staraliśmy się przebijać sukcesywnie do przodu. Zaczęła się szarpanina czyli wykorzystywanie równych odcinkowi zbiegów. Dla większości osób ciągła zmiana tempa stanowiła irytujący problem.
Szybko zauważyliśmy, że dodatkowy czas możemy zyskać podczas „przepraw” przez brody. W feralnych miejscach tworzyły się korki i wystarczyło wytyczyć własny szlak. Tego typu rywalizacja bardzo przypadła nam do gustu. Do tego stopnia, że musieliśmy się wzajemnie ograniczać. Zbyt ambitne tempo na początku odbija się czkawką na końcu. Wie o tym każdy, to podstawowa zasada. Tak czy inaczej adrenalina i zaufanie do chwilowo dobrej kondycji prowadzi ostatecznie do porażki w całym biegu.
Po przebyciu 17 kilometrów dotarliśmy na pierwszy punkt żywieniowy. Ogromne wrażenie zrobili na nas kibice. Obcy ludzie pojawili się w środku lasu o 5 nad ranem i dopingowali nas z całych sił (bardzo dziękujemy!). Byliśmy w dobrej kondycji, jednak czuliśmy w nogach przebyty dystans. Góry zrobiły swoje jednak myśleliśmy, że będzie gorzej. Uzupełniliśmy płyny, zjedliśmy coś na szybko i ruszyliśmy.

Chwila przerwy dobrze wpłynęła na moje samopoczucie. Szlak troszkę się rozluźnił, biegło mi się bardzo komfortowo. Zaczęły się bardzo strome zbiegi. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jest to jedna z dwóch rzeczy, które najbardziej zapadły mi w pamięci po biegu. Zbiegi dostarczają mnóstwo adrenaliny, oraz pozwalają podreperować czas stracony na podejściach.

No i ten wiatr we włosach… bezcenne.
Biegło nam się naprawdę dobrze. Wszystkie kwestie, które spędzały nam sen z powiek przed startem, ostatecznie okazały się drobiazgami. Pogoda była idealna (chłodno, bez deszczu). Czasy na poszczególnych punktach były zgodne z naszymi oczekiwaniami. Czego można chcieć więcej?!
Mama zawsze mówiła: najważniejsze synku jest zdrowie!
Niestety taka prawda. Poczułem delikatne ukłucie w kolanie już wiedziałem co się święci. Lotem błyskawicy wróciły do mnie sceny z finiszu podczas maratonu. W okolicach stadionu Legii kolano odmówiło mi posłuszeństwa i ostatnie pięć kilometrów przebiegłem kulejąc na lewą nogę. Wymarzony czas uciekł mi w oka mgnieniu, zmuszony byłem walczyć o dobiegnięcie do mety. Jak się miała ta sytuacja do Rzeźnika? Nijak, ponieważ pięć kilometrów na asfalcie to coś zupełnie innego niż 50 po Bieszczadach (a tyle właśnie nam zostało).
W mojej głowie szybko pojawiły się myśli o zejściu z trasy. Oznaczałoby to, że Karol także nie ukończy biegu. Zespół odpowiada zbiorowo i nie ma odstępstw od tej zasady. Postanowiłem, że muszę się jakoś przemęczyć do przepaku i bez względu na wszystko spróbować z niego wyjść.

W Cisnej powitały nas dziewczyny i tłumy kibiców. Biegliśmy przez szpaler krzyczących, klaszczących i machających ludzi. Oczywiście nie wypada w takiej sytuacji kuleć, dlatego przywdzialiśmy uśmiechy nr 2 i swobodnym kłusem wbiegliśmy na teren przepaku. Czekały tam na nas wcześniej przygotowane rzeczy (napoje izotoniczne, batoniki , koszulki itp.).  Byliśmy już zmęczeni, a przebyte kilometry niczym beton odkładały się w udach i łydkach. Wokół nas można było zobaczyć tłumek biegaczy świadomych co ich czeka w drugiej połowie dnia. W powietrzu unosiła się woń preparatu na stłuczenia, który dodawany był do pakietu startowego. Ludzie psikali się nim bez opamiętania.
Przerwa pozwoliła nam odzyskać siły i wiarę w ukończenie biegu. Wybiegliśmy z przepaku i już po kilkuset metrach powitało nas najbardziej wymagające podejście. Kolano odezwało się momentalnie, aż przysiadłem. Był to moment kluczowy, ponieważ zakończyliśmy walkę o wynik, na rzecz walki o przetrwanie. Na podejściach szybko się przyzwyczaiłem, stawiając stopę w odpowiedni sposób, jednak o biegu nie mogło być mowy. Podczas zbiegów zwijałem się z bólu.
Po kilku kilometrach kontuzją zaraził się Karol. Jedyny plus tej sytuacji był taki, że siły znowu były wyrównane. Myślę, że w naszych głowach krążyła taka sama myśl: jak by tu wykręcić się z tej całej imprezy. Zaczęliśmy liczyć tempo, żeby sprawdzić, czy limit 16 h jest dla nas realny. Wyszło nam, że będziemy na mecie na styk.
Dreptaliśmy tak sobie po szlaku mijani przez zespoły, które lepiej przygotowały się do biegu. Średnia to była przyjemność, tym bardziej że sił nam nie brakowało. Miejscami staraliśmy się podbiegać. Czasami było to 200 metrów, innym razem 500. Czas mijał odwrotnie proporcjonalnie do znużenia i niechęci. Z każdą chwilą byliśmy bliżsi rezygnacji. Na szczęście żaden z nas nie powiedział tego na głos.
Ostatecznie z pomocą przyszedł nam środek przeciwbólowy. W odróżnieniu od Neo z Matrixa, zdecydowaliśmy się na niebieską pigułkę. Uśmierzyliśmy ból i oszukaliśmy rzeczywistość. Po upływie 20 minut znowu mogliśmy biec. Właśnie wchodziliśmy na połoninę Wetlińską. Była to druga rzecz, która zapadła mi w pamięci. Bieg granią połoniny to wyjątkowe przeżycie, które dostarczyło mi mnóstwo radości. Widoki zapierały dech w piersiach, a turyści schodzili nam z drogi niczym samochody rozjeżdżające się na widok karetki. Mnóstwo ludzi biło brawo, inni krzyczeli. Wiaterek podkreślał górski klimat. Mistrzostwo!
Oczywiście wszystko co dobre szybko się kończy. Zarówno połonina, jak i działanie środka przeciwbólowego. Ból kolan powrócił i skutecznie ograniczył nasze tempo. Końcówka biegu to znów szarpanina i walka z przeciwnościami. Zostało nam około 16 kilometrów, jednak wiedzieliśmy już uda nam się ukończyć bieg. Pogoda dopisywała, a my sukcesywnie zbliżaliśmy się do piwa, które czekało na nas na mecie.
Ostatecznie ukończyliśmy bieg w czasie 15 godzin. Udało nam się zrealizować plan minimum jednak pozostał niedosyt. Wrócimy w Bieszczady, gdy będziemy gotowi na przebiegnięcie całej trasy w wersji hardcore.[/quote]

Ostatnie wpisy

Archiwum

Kategorie

Tagi

Przeczytaj również

EVENT MANAGER

Hania jest absolwentką kierunku Tourism Events Management na Northumbria University Newcastle.

Pochodzi znad morza, dlatego kocha naturę i aktywność na świeżym powietrzu. Lubi, jak dużo się dzieje, stąd praca przy organizacji eventów.

Jest otwarta i komunikatywna, a po pracy chętnie sięga po dobrą książkę i spędza czas z bliskimi. Podróże sprawiają jej wielką radość, a fotografowanie pięknych widoków stało się jej hobby. Jest także dyplomowaną wizażystką, która uwielbia podkreślać kobiecą urodę.

Incentive Project Manager

Absolwentka Prawa Europejskiego na UAMie. Ze studiów pozostała jej pasja do polityki zagranicznej i niechętna umiejętność wczytywania się w zapisy umowne. Fanka futbolu i amatorka snowboardu. Pochodzi znad morza, więc w razie wyboru „morze, czy góry?”, cóż nie ma dylematu (chyba, że w górach jest śnieg 😊).

Z Chin przywiozła słabość do ostrego jedzenia, z Nowej Zelandii miłość do rugby, z Tanzanii nie przywiozła likaon, więc wraca tam często by złapać go w obiektyw. W podróżach lubi adrenalinę, dobre jedzenie i ciekawych ludzi, więc na tych filarach buduje swoje programy.

POWER NAGRODY I WYRÓŻNIENIA

Nagroda Klientów – Działów Zakupów
Procon Award (Usługi Kreatywne)

Certyfikat Solidna Firma
(od paru lat)

Tygrysy Biznesu

Nagroda MP Power Awards
– portalu Meeting Planner w kategorii
Team-building / Outdoor

Firma Roku
Polish Product

Platynowy Certyfikat
Polish Product

Firma z Zasadami

Nagroda Polskiego Internetu
za stronę internetową
w kategorii Rozrywka i Rekreacja

Nagroda Meeting Planner
w kategorii Wydarzenie/Usługa Roku

Firma Rodzinna

LOGISTIC MANAGER

Pozytywny, uśmiechnięty i zakręcony człowiek. Uczęszczał do szkoły muzycznej I stopnia którą ukończył dyplomem.

Z wykształcenia jest fotografem, którego zawód otrzymał po ukończeniu szkoły średniej zakończonej pozytywnie egzaminem zawodowym. Swoje pierwsze kroki z eventami stawiał mając 16 lat. Wtedy nie wiedział jeszcze że taka praca wplecie się w jego życie na stałe. Wyboru pozostania w eventach dokonał po skończeniu szkoły w 2008 roku.

W podjęciu takiej decyzji pomógł mu kontakt z ludźmi ich satysfakcja poprzez włożone serce w przygotowania eventu, a także podróże w różne zakątki kraju związane z pracą.

Podczas wyjazdów i spotkań z klientem wkłada całe serce aby wykonywana usługa była zawsze na najwyższym poziomie.

Czas wolny lubi spędzać na rowerze, podróżach i wędrówkach górskich. Zakochany w Rzymie wraz z historia z nim związaną. Jego pasją jest jeździectwo konne. Na grzbiecie czuje się prawdziwie wolny i zapomina o wszelkich trudnościach . To w stajniach można go spotkać gdy ma dość pędu życia i potrzebuje odetchnąć.

Warto wspomnieć że czasem próbuje swoich sił jako Dj kiedy trafi się okazja , to hobby wzięło się z muzyki, która towarzyszy mu w jego życiu od dzieciństwa.

PROJECT & NEW BUSINESS MANAGER

Urodzony i wychowany na Śląsku. Lata młodzieńcze spędził w Bieszczadach, szkoła średnia i wyższa to zaś okres w Kanadzie. Finalnie osiadł w Warszawie, gdzie od ponad 20-stu lat jest kowalem swojego zwariowanego losu.

Wulkan energii, uzależniony od adrenaliny i sportów ekstremalnych (m.in. snowboardowy FR, rowerowy DH, żagle, sporty motorowe, etc.) Nie potrafi żyć bez bliskiego kontaktu z ludźmi, choć ceni sobie chwile sam na sam ze sobą.

Doradzi, rozśmieszy, pomoże, ma milion pomysłów na minutę i z werwą garnie się do działania! Gdziekolwiek by nie był, cokolwiek by nie robił, w tle zawsze towarzyszy mu muzyka – ona go napędza, a gdy trzeba, relaksuje i resetuje.

Ciekawy świata, spragniony przygód, zawsze gotowy na nowe wyzwania jakie zafunduje mu los.

CZŁONEK SPECJALNY ZESPOŁU

18 maja 2018 roku bez okresu próbnego dołączyła do naszego zespołu Irenka. Srebrno-szary wyżeł wejmarski. Posiada zdolności przegryzania drobnych przedmiotów, jest mega szybka, więc na pewno sprawdzi się w naszym POWER-owym zespole.

Jest przyjazna dla Klientów i podwykonawców, szybko zjednuje sobie przyjaciół.

Na razie szkoli ją Dyrektor Stefan, ale szybko pnie się w szczeblach kariery.

CZŁONEK SPECJALNY ZESPOŁU

Stefanek jest członkiem naszego zespołu od 2008 roku. Zawsze jest pełen energii. Uwielbia pływanie /ratowanie ludzi/, tarzanie w śniegu i długie spacery. Radosny i przyjazny, jest wspaniałym psem towarzyszącym.

Dobrze toleruje towarzystwo ludzi wchodzących do firmy oraz dzieci. Oczywiście dobrych ludzi. Innym rzuca się do grdyki 😊 Koty uwielbia – ganiać 😊

Im jest starszy tym bardziej potrzebuje przytulania. Uwielbia „Pana kanapkę” przychodzącego do biura w porze lunchu 😊, duże kości i swoją Panią 😊

LOGISTIC MANAGER

Od wielu lat biega, czynnie biorąc udział w różnego rodzaju zawodach – od krótkich dystansów po biegi ultra – reprezentując klub Dogoń Grodzisk Mazowiecki. W wolnych chwilach (poza bieganiem) chodzi po górach, jeździ rowerem na średnich i dłuższych dystansach.

 

W planach ma zebranie brakujących materiałów i dokończenie swojej książki o Chorwacji, z którą jest emocjonalnie związany.

 

Z powodzeniem zorganizował mnóstwo różnego rodzaju eventów od spływów kajakowych, przez turnieje w kręgle, imprezy taneczne, warsztaty kulinarne czy wyścigi kartami, po akcje charytatywne.

W pracy stara się wykorzystać swoje ADHD, wyobraźnię, pomysłowość oraz poczucie humoru.

 

W czasie eventów jest jak podczas gry w szachy, przewiduje potrzeby klienta i planuje kilka ruchów do przodu. W dzieciństwie jego idolem był McGyver, więc zawsze ma ze sobą scyzoryk czy trytytki, a do tego po ojcu i dziadku jest złotą rączką.

PROJECT & NEW BUSINESS MANAGER

Urodzony i wychowany na Śląsku. Lata młodzieńcze spędził w Bieszczadach, szkoła średnia i wyższa to zaś okres w Kanadzie. Finalnie osiadł w Warszawie, gdzie od ponad 20-stu lat jest kowalem swojego zwariowanego losu.

Wulkan energii, uzależniony od adrenaliny i sportów ekstremalnych (m.in. snowboardowy FR, rowerowy DH, żagle, sporty motorowe, etc.) Nie potrafi żyć bez bliskiego kontaktu z ludźmi, choć ceni sobie chwile sam na sam ze sobą.

Doradzi, rozśmieszy, pomoże, ma milion pomysłów na minutę i z werwą garnie się do działania! Gdziekolwiek by nie był, cokolwiek by nie robił, w tle zawsze towarzyszy mu muzyka – ona go napędza, a gdy trzeba, relaksuje i resetuje.

Ciekawy świata, spragniony przygód, zawsze gotowy na nowe wyzwania jakie zafunduje mu los.

EVENT MANAGER

Przygoda Krzysztofa z eventami zaczęła się jeszcze na studiach od pokazw Sztuk Walki które w tamtym czasie trenował zapalczywie. Bardzo spodobał się mu klimat panujący wśród osób związanych organizacyjnie z eventami. Zobaczył tam ludzi pełnych pasji, profesjonalizmu i poświęcenia. Szybko zrozumiał, że to jest to, co chciałby robić w swoim życiu. Następnie przyszedł czas na koordynację poszczególnych odcinków i całościowe realizacje.

Mówi, że uwielbia czuć ten dreszczyk emocji przed realizacją, kiedy nie widać jeszcze zamierzonych efektów, a cała wizja jest wyłącznie w jego głowie.

Branża eventowa, jak sam to określa, daje mu możliwość rozwoju na różnych płaszczyznach. Jego zdaniem dobry event manager musi mieć cechy Organizatora, Sprzedawcy, Negocjatora i przede wszystkim mieć wizję i pomysł na event. A elastyczność i kreatywność to standardowe umiejętności. Wielopłaszczyznowość tej pracy i fakt, że nigdy nie ma takich samych realizacji sprawia, że jest to dla niego wymarzone zajęcie.

Prywatnie ma dwie wielkie pasje. Są to podróże w nowe miejsca i sport. Nie wyobraża sobie dnia bez aktywności fizycznej. Ciągle ma nowe zajawki, co sprawia, że ciężko za nim nadążyć. Dlatego jego ulubionym wyrażeniem, które w pełni wpisuje się w ramy pracy w branży eventowej to: „Sytuacja jest Dynamiczna”.

Zawodowo współpracował z takimi brandami jak: Seat, Bricomarche, WBK, 7N, Gaspol, a także z różnymi instytucjami, w tym kilkoma ministerstwami i kancelarią premiera. Ponadto koordynował również takie wydarzenia plenerowe jak choćby “Dni Warszawy”.

INCENTIVE DIRECTOR

Kiedy mówi, że pracuje w „incentivach” od 10 lat nikt jej nie wierzy. Ale tak jest naprawdę. Programy przygotowywane przez Jagodę są dowodem na to, że incentive to nie program, ale historie opowiedziane miejscami, ludźmi i emocjami. Jagoda wierzy, że tak jak za czasów braci Grimm – baśnie są opowieściami dla dorosłych i wyszukuje takie perełki w każdym miejscu na Świecie (i w Polsce), do którego zabiera uczestników wyjazdów. A jak ich nie znajdzie – to wymyśli.

Ta „opolska dzioucha” (z urodzenia) jest wulkanem pomysłów, tytanem pracy i ma delikatnego bzika na punkcie logistyki.

Miłością od pierwszego wejrzenia obdarzyła RPA, ale niezmiennie gorącym uczuciem darzy Karkonosze.

Jest głodna świata, ale jej ucieczką od codzienności jest działka i balkon, który rok rocznie zamienia z pasją w mini-ogród botaniczny.

EVENT DIRECTOR

Na studia, z rodzinnego Torunia, wyemigrowała do krainy pyr i koziołków. Na stałe osiedlając się jednak w stolicy. Z wykształcenia magister turystyki i rekreacji… z naciskiem na rekreację. Od 2017 roku w branży spotkań i wydarzeń /eventowej/ i wyjazdów motywacyjnych /incentive travel/.

Chętnie tworzy wyjazdy typu city break i wydarzenia w niestandardowych polskich przestrzeniach. Uwielbia odkrywać miejsca, które mają mało wspólnego z człowiekiem, a więcej z naturą i relaksem. Dlatego, jak tylko ma wolną chwilę ucieka przed korkami i dużym stężeniem smogu.

Zakochana w tatuażach, podróżach „na własną rękę” oraz swojej pracy. Uważa, że dobre jedzenie może uszczęśliwić człowieka (w kuchni daleko jej co prawda do Magdy Gessler – ale się stara)!

MANAGING DIRECTOR

Gdyby tylko klonowanie ludzi było legalne… Z pewnością jedną z pierwszych kandydatek do sklonowania byłaby Magda! Nie sposób jej nie lubić (czy nawet nie kochać). I to wcale nie dlatego, że rzuca uroki, ale dlatego że jej osobisty czar i ujmujący sposób bycia powodują, że chciałoby się ją pomnożyć co najmniej 6 razy.

Magda pozostaje wierna Agencji Power od samego początku jej istnienia, czyli od wyjazdów narciarskich w 1997 roku. Kilka lat temu zajmowała się prowadzeniem stron www oraz kampanii w sieciach społecznościowych, a obecnie jest odpowiedzialna za rozwój działu kart sportowych OK System oraz koordynację eventów dla Hoteli i Agencji.

Jest dla wszystkich przykładem pracowitości i sumienności, ale ma jedną słabość… Portugalię, którą pragnie poczuć całym sercem: poznać jej magiczne wąskie i strome uliczki, gdzie powstało fado i malownicze plaże z ukrytymi zatoczkami. Podróże małe i duże są dla nią największą pasją i siłą napędową. Jeśli więc w danym momencie nie pracuje to jest wielce prawdopodobne, że wyjechała poznawać świat.

PREZES POWER

Olga Krzemińska-Zasadzka, CEO i managing director Agencja Power, Prezes Zarządu SOIT, członek – założyciel SBE, wieloletni członek Zarządu SBE /2010-2017/, SKKP, a także site.

Członek zespołu ekspertów Dialogu Branżowego SAR-PSML, brała udział w pracach grup „Incentive”, była inicjatorką dołączenia SBE do projektu „Dobry Przetarg”.

Twórca Kodeksu Dobrych Praktyk SBE, działała w Komisji Etyki w SOIT oraz Komisji Etyki SBE, Radzie Programowej konferencji Event Biznes. Współtwórca akcji charytatywnej Elfy SBE. Zasiadała w kapitule międzynarodowego konkursu Eventex Awards.
W konkursie Eventex Awards została wybrana także do 100 najbardziej wpływowych ludzi branży eventowej w Europie. Kongres Magazine także wyróżnił ją w tej kategorii /Top meetings Agencies/ – osób najbardziej wpływowych w branży w Europie.

Jest wśród 100 najbardziej wpływowych w Polskiej Turystyce wg jury portalu i magazynu „Wasza Turystyka”. Otrzymała MP Power w kategorii Team-building, 2 razy była nominowana w kategorii „incentive”.

Autorka licznych publikacji m. in. dla magazynów: OOH Event, Tygrysy Biznesu, blog THINK MICE, MICE Poland, Ooh Magazine, Nowy Marketing i wielu innych. Od początku istnienia na rynku pomaga tworzyć „event katalog”.

Występowała w roli prelegenta na wielu konferencjach gospodarczych i branżowych /MICE/ mi.in: Europejski Kongres Przedsiębiorczości, konferencji Event-Mix, konferencji Meetings Wek Poland, konferencji Event Biznes, w panelach dyskusyjnych MeetingPlanner.

Entuzjastka sportu, podróży i aktywności w każdym wydaniu: od narciarstwa i snowboardu, poprzez nurkowanie, windsurfing i kitesurfing, na off-roadzie i squashu kończąc / była 2gą rakietą Polski w squash-u przez 3 lata, wraz z drużyną zdobyła srebro w Drużynowych Mistrzostwach Europy w 2006 roku, w 2018 roku 3 miejsce w Mistrzostwach Polski Masters.

Razem z zespołem pasjonatów i profesjonalistów organizuje wydarzenia eventowe, wyjazdy typu incentive travel, szkolenia, imprezy sportowe, prestiżowe gale, konferencje i kongresy na terenie całej Polski i po za granicami kraju