Jest nam niezmiernie miło poinformować, iż nasza managing director Agencji POWER Olga Krzemińska-Zasadzka zagościła na łamach miesięcznika branżowego THINK MICE w Dziale „Sylwetka”.
Jest nam niezmiernie miło poinformować, iż nasza managing director Agencji POWER Olga Krzemińska-Zasadzka zagościła na łamach miesięcznika branżowego THINK MICE w Dziale „Sylwetka”.
Bardzo dziękujemy redakcji za zaproszenie do udzielenia wywiadu, a Państwa zapraszamy do lektury przybliżającej tą mądrą, doświadczoną i pełną pasji kobietę 🙂
Dziękujemy: Anna Łukasik, Michał Kalarus, Iwona Borowska za zaufanie i życzymy dalszego tak pięknego rozwoju. Niech Moc będzie z Wami i Waszymi pomysłami, a dobrzy ludzie w tej trudnej branży Wam sprzyjają.
Zapraszamy do lektury! – cały artykuł
SYLWETKA_Olga Krzemińska-Zasadzka
Warto walczyć o lepsze jutro
„Trudno mnie zamknąć na jednej kartce” – ostrzegała Olga Krzemińska-Zasadzka, kiedy umawiałem się z nią na rozmowę. Prawdę mówiąc jej historię niełatwo było zmieścić nawet na trzech stronach tej „Sylwetki”. Nie ma się co dziwić… Jak sama przyznaje swoimi przygodami – zarówno dobrymi, jak i złymi – mogłaby obdarować co najmniej siedem osób. Zaczynamy?
Była „chłopczycą”, tak ją nazywano. – Wychowałam się na podwórku, chyba tylko raz w życiu bawiłam się lalkami. Strzelałam z procy, z haclówy, grałam w kapsle, wspinałam się na drzewa – wspomina. Twardy charakter pomógł jej przetrwać trudne chwile i dosłownie – odbić się od dna. Stworzyła świetnie prosperującą firmę, chociaż jeszcze 15 lat temu tkwiła w potężnych długach. – Dzisiaj sama podziwiam się za tę siłę, jaką wtedy miałam. Wcześniej nie było na to czasu – przyznaje.
Organizacja i cyfry
Od najmłodszych lat przejawiała talent organizatorski – wybierano ją na przewodniczącą klasy, w podstawówce i w liceum angażowała się w przygotowanie gier i zabaw sportowych. Od dziecka kochała też cyfry. – Uwielbiam liczyć, maturę zdawałam m.in. z matematyki, poszłam na studia z finansów i bankowości. Marzyła mi się kariera bankiera. Pamiętam, że wybiła mi ją z głowy koleżanka. Opowiadała o układach panujących w korporacjach, podkopywaniu dołków, przywłaszczaniu pomysłów. Poświęciła na to całą noc – śmieje się Krzemińska. Perswazja okazała się skuteczna – w efekcie zamiast bankowości, pojawiła się rachunkowość. Olga zdobyła uprawnienia głównej księgowej, a pierwszą posadę – jeszcze na studiach – dostała w biurze rachunkowo-prawnym. Po roku zrezygnowała. Jak mówi – zrozumiała że „przekładanie papierków” to nie jej świat. Tym niemniej wiedza i doświadczenie, jakie wtedy zdobyła wkrótce się jej przydały. – Nauczyłam się jak funkcjonują firmy, jak się rozliczają, jakie mają przychody, koszty, jak prowadzą księgowość. Polecam to każdemu, kto myśli o własnym biznesie – tłumaczy.
Na dwa fronty
Olga o własnym biznesie wtedy jeszcze nie myślała. Był 1994 r., jej ojciec prowadził już firmę budowlaną. Niestety zmiany gospodarcze, kryzys w branży budowlanej i rosnące ceny kredytów sprawiły, że wpadł w problemy finansowe. – Namówił mnie, żebym pomogła mu wyjść z kryzysu. Rozłożyłam zaległości na raty, spłaciliśmy kredyty – wspomina Krzemińska. W Wimarze miała pojawić się tylko na chwilę, została 10 lat – najpierw jako handlowiec, potem współwłaściciel. – Nie mogłam odejść i zostawić taty z tym wszystkim – przyznaje. Równocześnie zaczęła jednak organizować wyjazdy narciarskie. Dla studentów i znajomych, głównie w Alpy Francuskie. Jako pasjonatce podróży i sportu sprawiało jej to wiele radości, przy okazji było dodatkowym źródłem dochodu. Z początku współpracowała ze studenckim biurem Best, ale już po roku zarejestrowała własną działalność. Tak, w 1998 r. powstała firma PowerSport. Chociaż w niczym nie przypominała dzisiejszej agencji Power (była jednoosobową działalnością gospodarczą, obsługiwała klientów indywidualnych), to stanowiła jej podwaliny. – Tak się zaczęło. Wyjazdów było coraz więcej. Zaczynałam od narciarskich, potem rozwinęłam je o inne eskapady sportowe, m.in. żeglarskie, nurkowe i kitesurfingowe. Klientów przekonywały piękne zdjęcia i opinie tych, którzy mieli okazję wziąć udział w tych podróżach. Organizowałam też kursy fotograficzne i maratony squasha – wylicza Olga Krzemińska-Zasadzka. Mimo wszystko nadal była to poboczna działalność, cały czas związana była przecież z branżą budowlaną i Wimarem.
Ogromny dług
Taki stan rzeczy utrzymywał się przez kilka lat. Dopóki nie stała się tragedia… – Wimar podpisał umowę z firmą Energopol TC. Niefortunne zlecenie dotyczyło wykonania elewacji budynków na nowym osiedlu. – Energopol TC nie zapłacił nam za wykonaną pracę, przez co nie mieliśmy z czego spłacić naszych podwykonawców. Wpadliśmy w potężne tarapaty. Zadłużenie Wimaru wyniosło ok. miliona złotych! Niektórzy nam grozili, inni proponowali ugodę, jeszcze inni kierowali sprawy do sądu. To była głośna afera – znaleźliśmy się na pierwszej stronie „Super Expressu”, pisał o nas też m.in. tygodnik „Nie” – opowiada Krzemińska. Energopol TC złożył do sądu wniosek o upadłość, większości pieniędzy nie udało się więc odzyskać. Wimar został oszukany, ale zadłużenie trzeba było jakoś uregulować. – Zobowiązania spłacałam do 2013 r. Kiedy w 2004 r. zmarł mój ojciec, ze wszystkim zostałam sama. Wtedy postanowiłam całkowicie zmienić swoje życie. Skończyłam z budowlanką – mówi Krzemińska. Dalej prowadziła PowerSport, ale żeby się utrzymać i mieć środki na spłatę zadłużenia, musiała też pracować na etacie. Zatrudniła się m.in. jako szef działu marketingu i reklamy w Plexiform, potem trafiła do Rival Group. – Było ciężko. Myślę, że trudne chwile pomogła mi przetrwać gra w squasha. Zresztą z sukcesami – trzy lata byłam 2ga w Polsce. Mogłam dzięki temu wyładować emocje, jak wychodziłam z kortu wracał uśmiech. Życzę każdemu żeby znalazł w życiu taką pasję, przynajmniej jedną – mówi Krzemińska.
Punkt zwrotny
Rival Group okazał się momentem przełomowym – zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Poznała tam Piotra Zasadzkiego – swojego przyszłego męża i wspólnika, po raz pierwszy zetknęła się też z branżą MICE. – Wciągnęłam Rival Group i PowerSport w organizację udziału wspólnej załogi w pierwszej edycji Rage-Race. Piotr wspierał nas w wyścigu, zdalnie pomagał rozwiązywać różne zadania, przyszedł też na zakończenie. Wtedy po raz pierwszy coś między nami „zaiskrzyło”. Kilka miesięcy później byliśmy już parą – mówi Olga. Razem postanowili „rozkręcić” PowerSport. Już nie jako dodatkową działalność, ale na sto procent. – Nasze pierwsze biuro to pokój w moim mieszkaniu. Codziennie „chodziliśmy” tam do pracy. Doszliśmy do wniosku, że warto uzupełnić ofertę o wyjazdy dla klientów biznesowych. To były zupełnie inne budżety, poza tym przygotowując projekt rozmawiało się z jednym człowiekiem reprezentującym firmę, a nie z setkami osób, z których każda zadawała podobne pytania – tłumaczy Krzemińska. Zaczęli pisać oferty, wygrywać konkursy ofert, wynajęli biuro, zatrudnili pierwszą osobę, Olga zabrała się też za tworzenie i pozycjonowanie nowej strony internetowej. – Byłam w ciąży, przez ok. 16 tygodni musiałam leżeć. Miałam sporo czasu i bardzo się do tego przyłożyłam. Firma posiadała 140 kluczowych słów na pierwszej stronie Google – mówi z dumą. Z jednej strony było to dobre rozwiązanie, gdyż do agencji spływało sporo zapytań, z drugiej – wiele z nich wysyłanych było na tzw. „podkładkę”. Skuteczność wahała się wtedy w granicach 25 proc. (dzisiaj przy stałych klientach i zapytaniach z polecenia jest to ok. 70 proc.).
Na dobrym kursie
Pierwszymi projektami MICE-owymi autorstwa PowerSport były, tak jak dla klientów indywidualnych, zagraniczne wyjazdy narciarskie. Uzupełniała je oferta eventów w Polsce – głównie sportowych imprez integracyjnych i team buildingowych (offroad, paintball, zjazdy na linach etc.). – To był trzon działalności, ale szybko zaczęły pojawiać się też inne zlecenia, m.in. konferencje, spotkania firmowe, wigilie. Przez nazwę kojarzyliśmy się ze sportem, chociaż de facto robiliśmy już dużo więcej. Stąd późniejsza decyzja o zmianie nazwy na Power – żeby podkreślić uniwersalność świadczonych usług – mówi Olga Krzemińska-Zasadzka. Zanim do tego doszło (w 2014 r.) firma znacząco się rozrosła. Olga i Piotr założyli spółkę, przede wszystkim jednak nie pracowali już sami. Stworzyli nowe etaty, zatrudnili ludzi, /co roku nową osobę, by stabilnie umacniać firmę/ kilka razy przeprowadzali się do nowego, większego biura, zainwestowali też w sprzęt, flotę pojazdów, powierzchnię magazynową. Systematycznie powiększało się grono ich stałych klientów. Z roku na rok Power podwajał obroty, notując za każdym razem najlepszy wynik w historii. Dzisiaj agencja składa się z czterech filarów (Event, Incentive, Conference, Sport), świadczy też usługi DMC. – Ważnym momentem był rok 2013. Spłaciłam wtedy swoje zobowiązania z czasów Wimaru i mogłam wreszcie przestać pracować niemal 24 godziny na dobę. Stwierdziliśmy, że chcemy mieć więcej czasu wolnego, dla siebie, dla rodziny. Także w wakacje. Dlatego zrezygnowaliśmy z obsługi turystów indywidualnych, skupiając się tylko na branży MICE. 13 lipca wzięliśmy z Piotrem ślub – wspomina Olga. Chociaż nie było łatwo, udało się jej w końcu wyjść na prostą. – Cieszę się, że trafiłam do świata MICE. Odnoszę wrażenie, że w branży budowlanej większość klientów nastawiona jest na „przekręt”, poza tym ciężko o dobrych pracowników. U nas jest inaczej. Przemysł spotkań to oczywiście wiele trudów, wyzwań, stresu i nieprzespanych nocy. Nasze życie nie jest wielką imprezą, jak się niektórym wydaje. To jednak też wspaniałe projekty, wyjazdy w fajne miejsca, mnóstwo ciekawych klientów. Nawet jak jest ciężko, to proszę mi wierzyć – i tak o niebo lepiej niż w budowlance. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła dzisiaj zajmować się czymś innym – mówi Krzemińska.
Praca a życie prywatne
Skończyło się dobrze, chociaż, jak sama przyznaje, po doświadczeniach z Wimaru miała spore obawy przed ponownym wzięciem steru we własne ręce. Była ostrożna, szczególnie że agencję Power budowała wspólnie z Piotrem. – Nie mieliśmy żadnego innego źródła dochodów, ryzykowaliśmy – przyznaje. Żyć i pracować razem nie jest poza tym łatwo. Dlatego jedną z pierwszych decyzji po przeprowadzce do nowego biura było zajęcie osobnych pokoi. – To dobre rozwiązanie, nie można przebywać ze sobą non stop. Na szczęście w firmie robimy coś zupełnie innego, nie wchodzimy sobie w drogę. Ja reprezentuję Power na zewnątrz, zajmuję się marketingiem, stroną internetową, social mediami, kontaktem ze stowarzyszeniami. Piotr natomiast skupia się na tym co dzieje się wewnątrz – rozmawia z działami, dogląda pracowników, tworzy grafiki 3D etc. Zanim wypracowaliśmy taki podział minęło jednak trochę czasu – przyznaje Olga. W przypadku rodzinnego biznesu pojęcie work-life balance nabiera na znaczeniu. – W domu staramy się nie rozmawiać o pracy. Kładziemy duży nacisk na odpoczynek, razem z Filipem (syn Olgi i Piotra – przyp. red.) chodzimy na zajęcia sportowe, wyjeżdżamy na wakacje – ze znajomymi, rodzinnie, sportowo, ale też po prostu żeby się zrelaksować. Wykorzystujemy całe spektrum możliwości. Jakieś trzy lata temu udało mi się być aż 4,5 tygodnia na urlopie! Naturalnie z przerwami, ale uważam, że to niezły wynik – mówi z uśmiechem Krzemińska. Do tego dochodzą jeszcze wyjazdy służbowe. – Robimy burze mózgów, doradzamy, szukamy inspiracji, ale nie tworzymy już ofert, od tego jest nasz zespół. Pracownicy podzieleni są na specjalizujących się w eventach i wyjazdach incentive oraz odpowiadających za realizacje krajowe i zagraniczne. Tym niemniej zawsze mogą liczyć na nasze wsparcie, szczególnie w przypadku trudniejszych projektów bądź jak projekty się nakładają w czasie. Doglądamy takich realizacji w terenie – dodaje Krzemińska.
Dodatkowe działania
Olga pamięta mnóstwo trudnych zleceń i podbramkowych sytuacji. Na szczęście nigdy nie pojawiły się przeszkody nie do pokonania, ale nerwów bywało sporo. – Najgorzej jest w przypadku imprez gdzie umowę podpisuje się w ostatniej chwili. Mamy wtedy bardzo mało czasu i musimy pracować na pełnych obrotach – przyznaje. Do takich projektów należały m.in. impreza plenerowa Shell V-Power Show, która na błoniach PGE Narodowego w Warszawie zgromadziła ponad 12 tys. osób czy pikniki dla Polkomtela, w których każdorazowo brało udział ok. 10 tys. gości. W przypadku tych drugich sama obsługa, nie licząc ochrony i cateringu, liczyła 660 osób. – Wszystko działo się na pięciu poziomach stadionu. Znajdowało się tam ponad 30 rożnych stanowisk z atrakcjami (od biegów na różnych dystansach, przez robotę, symulatory, boisko do siatkówki po szereg tzw. dmuchańców etc.), do tego dochodziła masa rzeczy do skoordynowania na scenie, na której było 5 konferansjerów/gwiazd na zmianę. Było co robić. Samo przemieszczanie się po terenie imprezy zajmowało sporo czasu – wspomina Krzemińska. Codzienna praca i wysiłek przynoszą jednak pożądane skutki. Power jest laureatem wielu nagród, m.in. Procon/Polzac nagroda Działów Zakupów, Solidna Firma, Tygrysy Biznesu, Platynowy Certyfikat Polish Product, Firma Roku, czy MP Power Awards. Co ciekawe, mimo szeregu obowiązków, Olga znajduje czas na coś jeszcze. I nie chodzi tym razem o squasha (chociaż cały czas intensywnie w niego gra), ale o całą listę stowarzyszeń i projektów, z którymi jest związana. Czyżby pokłosie czasów, kiedy zmuszona była pracować na kilku etatach? Jak sama przyznaje to kwestia charakteru – nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu, wszędzie jej pełno. Pierwsze było Stowarzyszenie Branży Eventowej (SBE), którego jest współzałożycielem. – Zaczęło się od dyskusji branżowych na portalu GoldenLine. Poruszaliśmy tam wiele tematów. Po pewnym czasie pojawił się pomysł, aby te wirtualne „spotkania” przenieść do realnego świata. To był początek SBE, przez wiele lat zasiadałam tam w zarządzie – wspomina. Później zdecydowała się przystąpić do SOIT, SKKP i SITE, co było naturalną konsekwencją poszerzających się kompetencji agencji Power. – Jestem idealistką, pragnęłam zrobić jakiś porządek na rynku, polepszyć jego jakość, standardy. Po części się udało… Dialog Branżowy, Dobry Przetarg, Kodeks Dobrych Praktyk, Komisje Etyki – stworzyliśmy ustalenia, których większość z nas przestrzega – wylicza. Oczywiście ma świadomość, że jak w każdej branży oprócz całej masy fantastycznych ludzi znajdą się też czarne owce. – To ludzie, którzy udają przyjaciół, w rzeczywistości szukając okazji, aby wbić nóż w plecy. Chyba najbardziej mnie to smuci i denerwuje. Mimo wszystko optymistycznie patrzę w przyszłość. Wiem, że dużo zostało do zrobienia, ale przecież wszystko jest możliwe – mówi Krzemińska. Z jej ust brzmi to wiarygodnie – sama jest przecież najlepszym przykładem potwierdzającym tę tezę…
Michał Kalarus
DOSSIER:
Olga Krzemińska-Zasadzka
Założycielka i managing director Agencji Power, członek – założyciel SBE (wiele lat zasiadała w zarządzie), członek SOIT, SKKP oraz SITE. Brała udział w pracach zespołu ekspertów Dialogu Branżowego SAR-PSML, była inicjatorką dołączenia SBE do projektu „Dobry Przetarg”, stworzyła Kodeks Dobrych Praktyk SBE. Działa też w Komisji Etyki w SBE i SOIT, zasiada w Radzie Programowej konferencji Event Biznes, jest współtwórcą akcji charytatywnej Elfy SBE. Autorka licznych publikacji m. in. dla magazynów i portali m.in.: blog THINK MICE, artykuły w MICE Poland, Ooh Magazine, Nowy Marketing i wielu innych.
Pasjonatka podróży i sportu – począwszy od nart, snowboardu, rowerów i kite’ów, na nurkowaniu i squash-u kończąc (przez trzy lata była 2 rakietą Polski w squash-u, zdobyła też srebro w Drużynowych Mistrzostwach Europy w 2006 r. i trzecie miejsce w Mistrzostwach Polski Masters w 2018 r.). Absolwentka Szkoły Głównej Handlowej i Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.